Radio Białystok | Gość | abp Tadeusz Wojda - metropolita białostocki
"W moim dzieciństwie mówiło się, że na czas Bożego Narodzenia nawet wojny na świecie ustawały, przynajmniej na ten jeden czy dwa dni, żeby przeżyć to wielkie wydarzenie Jezusa Chrystusa. Dzisiaj może tak nie jest i to jest właśnie przykre" - mówi abp Tadeusz Wojda.
Święta Bożego Narodzenia zawsze były czasem celebrowania wartości takich jak pokój, porozumienie i dobro, a także zawieszenia walk i sporów. Czy tak samo celebrujemy je dzisiaj? Co czeka naszą archidiecezję i Kościół w nadchodzącym roku? O tym z metropolitą białostockim abp Tadeuszem Wojdą rozmawia Dominika Dębska.
Dominika Dębska: Święta Bożego Narodzenia to jest taki czas, który nas przenosi wspomnieniami bardzo często do dzieciństwa, przypominają nam te najmłodsze lata. Jakie wspomnienia w tym czasie w księdzu arcybiskupie odżywiają?
Abp Tadeusz Wojda: Przede wszystkim tego klimatu rodzinnego, wspomnienia świąt, kolęd, wieczerzy wigilijnej, wspomnienia przede wszystkim mszy świętej o północy. Myśmy zawsze czekali z wielkim napięciem na te święta dlatego, że przez cały czas adwentu przygotowywaliśmy się do tego. Nas było sześcioro dzieci, czterech chłopców, dwie dziewczynki, więc od samego początku jakoś tej radości nigdy nie brakowało. Myślę, że to jest trochę cecha charakterystyczna wszystkich rodzin, gdzie jest więcej niż jedno dziecko, bo wiadomo, że przeżywa się ,dzieli się tą radością, uczestniczy się w radości drugiego. Przede wszystkim wieczerza wigilijna - to był taki ostatni etap przygotowania. Cały dzień był obowiązkowo post, myśmy nigdy nic nie jedli cały dzień, więc troszeczkę się czuło głodu. Natychmiast po wieczerzy wigilijnej, którą się rozpoczynało zaraz po pojawieniu się pierwsze gwiazdy na niebie, wszyscyśmy zasiadali, gdzieś około godziny śpiewaliśmy kolędy. To był taki czas radosny.
Decyzja o oddaniu się na służbę kościołowi zawsze wiąże się z rozluźnieniem kontaktów rodzinnych. Czy ksiądz arcybiskup ma okazję do tego, żeby się spotykać ze swoim rodzeństwem?
Tak zawsze utrzymywaliśmy kontakt i nawet kiedy już wyemigrowałem z domu, to jednak zawsze w okresie Bożego Narodzenia starałem się zajechać przynajmniej na 1 czy na 2 dni i w tym czasie było zawsze spotkanie rodzinne, wszystkich braci i sióstr i do dzisiejszego dnia to jest. Na święta biskup musi być w diecezji, ale zaraz po świętach też pojadę na 2 dni żeby się spotkać. Będziemy jak zwykle wspominać rodziców świętej pamięci, którzy zawsze byli takim ogniskiem gromadzącym wszystkich. Zawsze się mile wracało do domu rodzinnego. Potrafię w tym momencie się naładować tymi pozytywnymi wartościami na długi czas.
Święta Bożego Narodzenia przypadają blisko tego przełomu roku, zawsze dokonuje się pewnych podsumowań, myśli o zbliżającym się nowym roku. Jakie nowe wyzwania przed księdzem arcybiskupem, przed naszą archidiecezją?
Myślę, że tych wyzwań jest zawsze dużo, bo wiadomo, że tylko ten komu się nie chce pracować, to tych wyzwań nie ma. Przede wszystkim chcemy się pochylić nad młodzieżą, też potrzeba powołań, chcemy rozwijać dalej duszpasterstwo powołaniowe, przede wszystkim też stała formacja kapłanów diecezji, bo wiadomo, że każdy z nas potrzebuje tej odnowy duchowej, która pozwoli mu działać dobrze, bo kapłan ma uobecniań nieustannie Jezusa Chrystusa.
Miniony rok wiele zmienił w życiu części wiernych, bo w ich parafiach zmienili się proboszczowie. Czy w najbliższym roku też będą takie szerzej zakrojone zmiany?
Tak, oczywiście, dokonaliśmy już pewnych zmian. W kościele Zmartwychwstania Pańskiego będzie nowy proboszcz, w Jurowcach będzie nowy proboszcz, w Czarnej Wsi będzie nowy proboszcz, jeszcze gdzie indziej, plus jakieś zmiany wikariuszy.
Wychodząc poza ten kontekst lokalny, ksiądz arcybiskup przewodzi też pracy polskiej sekcji takiej organizacji "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Wydaje nam się, że te problemy, z którymi my się tutaj zmagamy, one urastają do jakiejś wielkiej rangi, ale tak naprawdę kościół można powiedzieć, że znajduje się w dosyć trudnym czasie, w tym sensie, że bardzo wielu chrześcijan mówi się, że na niespotykaną dotąd skalę, staje się świadkami wiary i oddaje swoje życie w sensie dosłownym.
Jak nigdy, to są setki tysięcy ludzi. My sobie czasem nie zdajemy sprawy. Przede wszystkim w krajach, gdzie chrześcijaństwo jest mniejszością, gdzie są inne religie, w wielu krajach czy to Bliskiego Wschodu czy gdzieś w Azji czy nawet w Afryce, odbiera się prawa chrześcijanom, gdzie się mówi, że to są ludzie, którzy nie powinni funkcjonować w społeczeństwie z racji nie wiadomo jakich, bo to trudno nazwać racjami, ale też w naszej Europie, gdzie się odbiera korzenie naszej kulturze chrześcijańsko-rzymsko-greckiej, kiedy się zakazuje robienia szopek, przecież to nasza tradycja, nasza kultura. Na całym świecie dzisiaj chrześcijanie są prześladowani, każdego roku ginie około 30-40 kapłanów, sióstr zakonnych, nie mówiąc o wiernych świeckich, to są tysiące. Kiedyś mówiło się, że wieki pierwsze to były najcięższe prześladowania, ale to wcale nieprawda, to wiek XX-XXI są wiekami największych prześladowań wierzących w Jezusa Chrystusa na całym świecie.
Święta Bożego Narodzenia to jest taki czas, kiedy życzymy sobie pokoju, i właśnie w tym kontekście te życzenia nabierają szczególnej mocy.
Tak, oby tak zawsze było, bo kiedyś przynajmniej w moim dzieciństwie czy moim młodzieńczym wieku, mówiło się, że na czas Bożego Narodzenia nawet wojny na świecie ustawały, przynajmniej na ten jeden czy drugi dzień, żeby przeżyć to wielkie wydarzenie Jezusa Chrystusa. Dzisiaj może tak nie jest i to jest właśnie przykre, że dochodzi do głosu tak wielki subiektywizm wszystkich ludzi, że te prawdy obiektywne gdzieś się całkowicie zatracają. Każdy kto mówi, kto wyraża swoją myśl, swoją opinię uważa, że to jest jedyna prawda, a gdzie każdy uważa, że ma receptę i panaceum na prawdę, to tam trudno dojść do czegoś wspólnego, tam coraz bardziej się dzielimy, tam coraz bardziej się oddalamy jeden od drugiego, a wtedy to wiadomo do czego to prowadzi. Dlatego ważne, żebyśmy w czasie tych świąt pomyśleli, zastanowili się, zbudzili w sobie refleksje, że przecież musimy mieć wspólne punkty odniesienia, musimy mieć wspólne wartości, musimy mieć wspólne dobro, które nie będzie dzielić, ale będzie łączyć, tego nam tak bardzo potrzeba.