Radio Białystok | Gość | Mirosław Michalczuk - zastępca Podlaskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Białymstoku
W ostatnich tygodniach doszło do kilkudziesięciu pożarów wysypisk śmieci w Polsce. W Podlaskiem mamy sprawę składowiska w Rybakach, wcześniej płonęły wysypiska w Studziankach i Karczach. Ministerstwo Środowiska zapowiada zaostrzenie kontroli składowisk.
Ministerstwo Środowiska zapowiada zaostrzenie kontroli składowisk odpadów. Szykuje też zmiany w przepisach dotyczących wydawania zgód na ich tworzenie.
W ostatnich tygodniach doszło do kilkudziesięciu pożarów wysypisk śmieci, między innymi w Warszawie, Zgierzu,Trzebini, we wsi Wszedzień koło Mogilna. W Podlaskiem mamy sprawę składowiska w Rybakach.
Premier poinformował, że sprawa pożarów została zgłoszona do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dodał, że zobowiązał prokuratora generalnego, by podjął zdecydowane działania, jeśli chodzi o prowadzenie postępowań w tych sprawach.
Według szefa rządu, zjawisko pożarów przybrało rozmiary społecznej patologii. - Pożary na wysypiskach to nie jest problem lokalny, tylko poważny problem społeczny, związany ze środowiskiem, ochroną zdrowia. Zobowiązałem ministra środowiska Henryka Kowalczyka, by w ciągu najbliższych dwóch tygodni został przedstawiony szczegółowy plan działań w zakresie kontroli, nadzoru i zmian w prawie, by można było wyeliminować tę patologię - zapowiedział premier.
Minister środowiska Henryk Kowalczyk zapowiedział z kolei, że jego resort planuje wprowadzenie obowiązku monitoringu wysypisk. Mówił też o potrzebie gwarancji finansowych od podmiotów prowadzących działalność w zakresie zbierania, magazynowania i przetwarzania odpadów. - Chcemy wprowadzić ostrzejsze rygory do uzyskania zezwoleń dla firm, które zajmują się gospodarką odpadami, począwszy od wprowadzenia kaucji gwarancyjnej do prowadzenia takiej gospodarki, by w przypadku porzucenia takich odpadów samorząd miał środki na ich zagospodarowanie - dodał minister środowiska.
(IAR)
Lech Pilarski: Ile składowisk u nas może płonąć?
Mirosław Michalczuk: Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji w najbliższej przyszłości.
Swego czasu płonęły dwa. Byliśmy takim poligonem doświadczalnym, prekursorem?
Nie, byliśmy po prostu jednym z wielu tego typu miejsc w Polsce, gdzie prowadzona była nieprawidłowa gospodarka odpadami, gdzie odpady były dowożone do przetworzenia, a nie były przetwarzane.
I rosła góra śmieci.
A potem nagle odpady te się zapalały, z niewiadomych przyczyn. Możemy tylko się domyślać.
Studzianki, Karcze - czy wyjaśniono to, czy pożar był wzniecony, czy powstał samoistnie?
W Karczach był jeden przypadek - o ile pamiętam - takiego pożaru, ale na szczęście został dość szybko ugaszony przez straż, więc nie doszło tam do eskalacji. W Studziankach tych pożarów było dużo więcej.
Ale pytam o powód.
Właśnie chciałem tutaj powiedzieć, że jeśli chodzi o powód, to wyjaśnia to straż pożarna, ewentualnie policja, prokuratura. Nie dostaliśmy informacji, jakie były powody. Przynajmniej do nas one nie dotarły. Czy to były podpalenia, czy to były samozapłony? Krążyły te dwie wersje. Nie wiemy w tym momencie, jaka była przyczyna.
Można powiedzieć o procederze? Przecież - tak jak niektórzy wyliczyli - w Zgierzu na tym pożarze zarobiono kilkanaście milionów.
No tak, to na pewno jest proceder, ponieważ - jak obserwujemy - działalność tego rodzaju spółek polega na tym, że są to spółki, które się często zawiązują jako nowe, nikomu nieznane. Występują o pozwolenia - są to głównie pozwolenia na zbieranie albo magazynowanie odpadów.
To nie jest pozwolenie na zbudowanie składowiska z prawdziwego zdarzenia - tak jak w Hryniewiczach.
Nie, to nie jest to. Gdyby była to procedura zbudowania składowiska, to jest ona bardzo rygorystyczna, wymaga szeregu pozwoleń, uzgodnień. Od tej decyzji może się odwołać nawet społeczeństwo, ponieważ z reguły są to procedury otwarte. Tutaj mamy do czynienia z uzyskaniem tak zwanego pozwolenia na zbieranie. Czyli trzeba mieć kawałek gruntu, tytuł prawny do tego gruntu, czyli albo własność, albo jakaś umowa dzierżawy, i uzyskać pozwolenie.
Czy dużo można na tym zarobić?
Myślę, że dużo. Jeżeli ktoś bardzo intensywnie dowozi odpady i nie ma zamiaru ich dalej przetwarzać, czyli ponosić dalszych kosztów, to wtedy oczywiście te środki zostają w firmie.
Pozbycie się odpadów kosztuje.
Jeżeli chodzi o odpady na przykład niebezpieczne, jakieś przepracowane oleje czy akumulatory, opony lub chemikalia, które są wytwarzane w zakładzie jako produkt zbędny, to należy to przekazać firmie, która posiada zezwolenie na utylizację tego rodzaju odpadu. A to są bardzo kosztowne rzeczy, jeśli chodzi o odpady niebezpieczne, więc jeżeli ktoś nie przetwarza, to może w taki sposób zarabiać.
W Rybakach to nie było składowisko odpadów. To był teren, gdzie śmieci miały sobie poleżeć a potem zostać zutylizowane.
W naszej ocenie to nie był nawet teren przygotowany pod tego typu działalność, ponieważ spółka dostała pozwolenie co prawda na działalności, miała określone warunki tej działalności, ale nasza kontrola wykazała, że nie spełniła tych warunków. Odpady były dowożone w miejsce, które nie było przygotowane pod tego typu działalność. Na szczęście tych odpadów dużo nie trafiło. Praktycznie po stwierdzeniu naruszeń warunków tej decyzji wystąpiliśmy o cofnięcie pozwolenia i tak się stało.
Co by było, gdyby nie interwencja mieszkańców?
Gdyby nie interwencja mieszkańców, gdyby nie zablokowanie dowozu tych odpadów, to mogłaby się powtórzyć sytuacja taka, jaką widzimy w kraju. Czyli duże ilości zgromadzonych odpadów, które nagle są albo porzucane, albo płoną. Nie możemy wykluczyć takiego scenariusza, ponieważ widząc, jak się rozpoczynała i jak wyglądała działalność tej spółki w tym miejscu, można było przypuszczać, że tak się to skończy.
To co jest dziurawe? Wydawanie decyzji, kontrola, za małe kary?
Z pewnością proces wydawania pozwoleń powinien być bardziej rygorystyczny. W przypadku zbierania odpadów w zasadzie nie ma żadnych obostrzeń. Organ, który dostaje wniosek o wydanie pozwolenia, musi tak naprawdę tylko otrzymać ten wniosek i na jego podstawie wydaje pozwolenie.
W mojej ocenie - oczywiście tego prawo nie przewiduje - ale jeżeli organ wydaje pozwolenie i widzi, że są to np. odpady, z którymi w Polsce jest problem z zagospodarowaniem - na przykład pozostałości z sortowania odpadów komunalnych, jakieś paliwo alternatywne albo opony - to na pewno powinien zwrócić na to szczególną uwagę.
Może powinniśmy zmienić cały proces decyzyjny? Zaangażować w to na przykład Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, bo wy się znacie na odpadach, wiecie, co jest niebezpieczne.
W tej chwili jesteśmy włączeni w proces decyzyjny, jeśli chodzi o pozwolenie na przetwarzanie. Inaczej mówiąc, na odzysk.
Ale przechowywanie, składowanie to już nie?
Nie, tutaj nie. Gdybyśmy mogli w takich przypadkach wyrazić jakąś opinie i byłaby ona wiążąca prawnie, wtedy na pewno proceder uzyskiwania pozwoleń w dość łatwy sposób byłby utrudniony i firmy byłyby bardziej weryfikowalne.
Czy powinniśmy zaostrzyć kary, żądać zabezpieczeń?
Na pewno dużym argumentem w lepszym egzekwowaniu i potem usuwaniu skutków takich zdarzeń, jakie mają miejsce w wyniku takiej działalności, byłoby pobieranie kaucji od firmy. Jeżeli firma podejmuje działalność i chce w danym miejscu zbierać odpady, powinna zdeponować odpowiednie środki. Nawet jeżeli porzuci odpady, to środki posłużą potem do usunięcia skutków tego w środowisku, więc jest to bardzo potrzebne, a tego nie ma.
W tej chwili taką działalność prowadzą często firmy z bardzo niskim kapitałem zakładowym - kilka tysięcy złotych. Gdy dochodzi do egzekucji obowiązków, bo jakiś organ wyda nakaz usunięcia odpadów, to się okazuje, że firma gdzieś się nagle rozpływa. A jeżeli następuje egzekucja, to nie ma z czego, ponieważ firma ma bardzo niskie środki albo nie ma kapitału, albo nie ma majątku.
Czyli zachęcamy ludzi, żeby się interesowali, jakie decyzje wydaje samorząd, następnie powinniśmy zmienić całą procedurę, która zezwala na zajmowanie się odpadami, i zaostrzyć kary.
Myślę, że też. I powinna być może jakaś uproszczona procedura wymierzania kar. W tej chwili działamy w normalnej procedurze zgodnie z Kodeksem postępowania, a to jest czasami długotrwałe - firmy mają prawników, które skutecznie wydłużają postępowanie np. poprzez wnoszenie różnych środków dowodowych, nieodbieranie korespondencji w terminie, wykorzystywanie maksymalnych terminów. Potem wykorzystują jeszcze wszystkie organy odwoławcze - to powoduje, że mimo że wymierzamy tę karę teraz, to jej egzekucja może być za 2-3 lata. To też jest problem.
Myślę, że jeżeli łącznie wszystkie organy i inspekcje, które mają jakikolwiek nadzór nad taką działalnością, będą współpracowały, to skuteczność będzie dużo większa. W tej chwili powoli obserwujemy taką sytuację.