Radio Białystok | Gość | Michał Krzysiak - dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego
Niedawno został dyrektorem najstarszego w Polsce - Białowieskiego Parku Narodowego. To jeden z najbardziej znanych parków, ale i jeden z trudniejszych do zarządzania z powodu konfliktów i wielu różnych spojrzeń na ochronę przyrody.
Michał Krzysiak zastąpił na stanowisku dyrektor Olimpię Pabian, odwołaną w połowie listopada 2017 roku przez byłego ministra środowiska Jana Szyszko. Nowy dyrektor pochodzi z Lublina. Ma 37 lat.
Jak nowy dyrektor zamierza sobie poradzić z zarządzaniem Parkiem? Jakie są jego plany? Na ten temat z Michałem Krzysiakiem rozmawia Aneta Gałaburda.
Początki Białowieskiego Parku Narodowego sięgają 1921 r. Zajmuje 1/6 polskiej powierzchni Puszczy Białowieskiej. Symbolem Parku jest żubr, którego populacja żyjąca na wolności w tej puszczy jest największą w kraju.
Aneta Gałaburda: Dwa tygodnie temu został pan dyrektorem Białowieskiego Parku Narodowego. To już wystarczający czas, żeby rozejrzeć się na tym stanowisku. Nie miał pan chyba z tym zbyt wielu problemów, ponieważ w Parku pracuje pan od 10 lat.
Michał Krzysiak: Początkowo zajmowałem stanowisko lekarza weterynarii specjalisty do spraw ochrony przyrody, później awansowałem na starszego specjalistę. W międzyczasie rozpocząłem współpracę z ośrodkiem hodowli żubrów, gdzie często zdarzało mi się zastępować nadleśniczego. Także rozpocząłem karierę naukową - zacząłem zajmować się chorobami zakaźnymi i inwazyjnymi żubrów. W zeszłym roku obroniłem pracę doktorską.
Park Białowieski jest parkiem bardzo trudnym, gdzie jest bardzo dużo konfliktów. Jednym z pana zadań będzie ich rozwiązywanie. Jaki jest pomysł, jeżeli chodzi np. o żubry, których - o tym mówi się od lat - jest w Puszczy Białowieskiej za dużo.
Sam fakt, że żubry wychodzą poza zwarty kompleks leśny, jakim jest Puszcza Białowieska, świadczy już o tym, że pojemność ekologiczna została przekroczona. Moim zdaniem w pierwszej kolejności powinniśmy wykonywać takie działania jak odławianie tych zwierząt i przesiedlanie ich do innych miejsc. Nie tylko w Polsce, ale także i na świecie, pomagając w tworzeniu nowych hodowli zarówno zamkniętych, jak i wolnych.
Powinniśmy dbać też o kondycję i zdrowotność tego stada, eliminując z hodowli zwierzęta chore na choroby zakaźne bądź też podejrzane o takie choroby, a także zwierzęta pourazowe oraz wyrządzające duże szkody i powodujące konflikty.
Nie zakończyliśmy jeszcze inwentaryzacji zimowej, ale z pewnością liczebność wolno żyjącej populacji z rejonu Puszczy Białowieskiej przekroczy 600 osobników.
To o ile za dużo?
Tu powinni wypowiedzieć się naukowcy zajmujący się zoologią, medycyną weterynaryjną, a także ekologią populacji i genetyką oraz leśnicy i botanicy, którzy pomogliby określić pojemność ekosystemu, jakim jest rejon Puszczy Białowieskiej. Czy jest wystarczająca ilość pokarmu i czy jest możliwość aktywnego dokarmiania zwierząt, co zapobiegłoby konfliktom na styku żubr - rolnik.
Kiedyś tę liczbę, wiele lat temu, ustalono na 250.
Została zwiększona do 450 osobników. Mamy około 200 żubrów, które wychodzą poza puszczę. Myślę, że te około 450 osobników w Puszczy Białowieskiej to jest optimum.
Żubry, które wychodzą, są sporym problemem dla mieszkańców. I tutaj jest też kolejny konflikt - mieszkańcy skarżą się, że żubry podchodzą pod ich domy, stwarzają niebezpieczeństwo. Czy sam Park w jakiś sposób będzie próbował pomoc mieszkańcom?
Mamy możliwości płoszenia tych zwierząt, posiadamy żywołowne pułapki, które możemy ustawiać na przykład w okolicach wsi, gdzie kłopotliwe zwierzęta czasami się pojawiają. Wszystkie nasze działania nie są nastawione przeciwko żubrowi a na ochronę jego wizerunku, ochronę samych zwierząt, a także ochronę zdrowia populacji.
Żubrów w Puszczy Białowieskiej jest za dużo. Czy odstrzał rozwiązuje te problemy?
Bardzo nie lubię sformowania odstrzał, bo dotyczy on pozyskania zwierzyny. My prowadzimy eliminacje. Dotyczą kilku - kilkunastu zwierząt rocznie. To zwierzęta chore, cierpiące, które nie mają możliwości samodzielnej egzystencji bądź też stanowią źródło wystąpienia choroby zakaźnej u innych zwierząt. Bardzo często są to zwierzęta powypadkowe, zwierzęta, które uległy urazom.
My, opierając się na decyzjach ministra środowiska w parku narodowym oraz generalnego dyrektora ochrony środowiska w obszarze Natura 2000, wykonujemy decyzje, w której są zawarte wytyczne, jakie zwierzęta mogą być poddane eliminacji, jakie muszą spełniać warunki.
Z każdego takiego osobnika pobierany jest materiał do badań naukowych. Ten materiał trafia do Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, do Instytutu Parazytologii PAN w Warszawie, do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach oraz wielu innych ośrodków naukowych zajmujących się ochroną zdrowia i biologią tego gatunku.
Jest to niezwykle cenny materiał dla badaczy, ponieważ mamy rzetelne wyniki, które umożliwiają nam określenie, jaki jest stan zdrowia tych zwierząt.
Największy konflikt to ten związany z wycinką drzew.
Park narodowy jest instytucją, gdzie są chronione naturalne procesy przyrodnicze, więc u nas wycinka nie jest prowadzona tak jak niektórzy błędnie myślą. W Białowieskim Parku Narodowym nie pozyskuje się drewna.
Natomiast chciałbym, żeby park narodowy był miejscem, gdzie różne grupy - niekoniecznie posiadające ten sam punkt widzenia - mogły się spotkać i żebyśmy przy jednym stole, nawet okrągłym, mogli poruszać tematy trudne dla rejonu Puszczy Białowieskiej. Nie jestem zamknięty na żadne środowisko.
Park też jest jednostką podlegającą bezpośrednio pod Ministerstwo Środowiska. Lasy Państwowe to nasi sąsiedzi, z którymi chcemy utrzymywać dobre stosunki. Ale również inne organizacje pozarządowe, jeżeli chciałyby usiąść przy jednym stole i chciałyby, żebyśmy dyskusję kontynuowali, to myślę, że to dobre miejsce, w którym można byłoby się spotkać. Ja na pewno takim wspólnym dyskusjom i spotkaniom będę sprzyjał. To tematy, które niekoniecznie są łatwe, ale uważam, że trzeba je poruszać.
Park Białowieski jest miejscem, które nigdy nie będzie narzekało na brak turystów. Jako nowy dyrektor jaki ma pan plany? Co można zaproponować?
Moim marzeniem jest to, co się zaczęło już samo dziać - ruch turystyczny podążający w kierunku osady Dziedzinka, gdzie zamieszkiwała kiedyś profesor Simona Kossak. Żeby w jakiś sposób starać się o uatrakcyjnić tę trasę, a także umożliwić zajrzenie od kuchni, jak pani profesor mieszkała i jak ta osada wyglądała.
Białowieża ma ulicę imienia Simony Kossak - została oficjalnie otwarta przed rokiem. Natomiast o miejscu, gdzie mieszkała Simona Kossak, każdy mówił, że szkoda, że nic się tam nie dzieje.
Nie do końca bym powiedział, że nic się nie dzieje, ponieważ leśniczowie z obwodu Dziedzinka mają tam swoją kancelarię na poddaszu. Poza tym miejsce to jest utrzymywane przez moich kolegów z Białowieskiego Parku Narodowego - są koszone trawniki, roślinność jest utrzymywana w należytym porządku.
Ale turyści na razie nie mogą tam chodzić.
Na razie nie mogą, bo ruch musi być odpowiednio skanalizowany i otwarty. Można z zewnątrz podejść i obejrzeć, jak ta osada wygląda. Przed bramą jest taka książka opowiadająca o historii tego miejsca. Ale będziemy pracować nad tym, żeby Dziedzinka była łatwiej dostępna.
Uważam też, że bardzo niewykorzystanym miejscem są nasze stajnie kozackie przy bramie carskiej. Chciałbym zainteresować potencjalnych - nawet prywatnych - inwestorów do tego, żeby to miejsce zrewitalizować, by stanowiło ono jedną z atrakcji turystycznych na terenie naszego Białowieskiego Parku Narodowego.