Radio Białystok | Gość | Tadeusz Truskolaski - prezydent Białegostoku
- Były momenty niebezpieczne. Najważniejsze, że nikt nie ucierpiał - mówi prezydent o niedzielnych ulewach w Białymstoku.
Sparaliżowany ruch na drogach, brak prądu, zalane piwnice i garaże. To skutki ulewy, która w niedzielę (7.05) przeszła nad regionem. Najwięcej szkód było w Białymstoku. O stan miasta po gwałtownych ulewach zapytaliśmy prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. W rozmowie też o wyroku sądu przywracającym prezydentowi zarobki sprzed obniżki i o jego planach politycznych.
Lech Pilarski: Czy straty są duże?
Tadeusz Truskolaski: Straty jeszcze nie są do końca oszacowane. Dzisiaj mamy o 9:00 spotkanie sztabu kryzysowego, będziemy podsumowywać. Ale wygląda na to, że straty są niewielkie. To znaczy indywidualnie to są zalane piwnice, posesje, ubytki i wyrwy w jezdniach i chodnikach, pogubione tablice rejestracyjne, odkryte włazy studzienek kanalizacyjnych. Ale najważniejsze, że nikt z ludzi nie ucierpiał. To jest bardzo ważne, bo spadło prawie 85 litrów wody na metr kwadratowy - to oznacza półtoramiesięczną normę.
Chciałem przede wszystkim podziękować wszystkim służbom. 10 firm działało przez całą noc - do 3:00 usuwano skutki, wtedy już miasto było przejezdne.
Białystok po ulewnym deszczu [zdjęcia, wideo]
Czy te wielkie rozlewiska zostaną skatalogowane, by odpowiednio tam zadziałać? Eksperci mówią, że zjawisk tego typu będzie sporo w najbliższej przyszłości. A to są newralgiczne skrzyżowania.
Trzeba przede wszystkim monitorować odpływy. To jest najważniejsze, bo nie ma nic gorszego niż zatkany odpływ przy takiej sytuacji. Muszę powiedzieć, że służby stanęły na wysokości zadania.
Ale to już było ratowanie. Czy będziemy inwestowali w to, żeby właśnie taką wodę odprowadzać?
Na nowych ulicach rzeczywiście tak się dzieje. Natomiast miasto jest ogromne i można tutaj takie deklaracje składać, natomiast z żywiołem tak do końca nigdy nie wygramy. W tym wypadku liczy się, żeby straty były jak najmniejsze i żeby nie było przede wszystkim strat w ludziach.
Chciałam podziękować służbom - najwięcej oczywiście Straży Pożarnej, bo strażaków było aż 160, w tym 9 jednostek OSP z powiatu białostockiego, Policja, Straż Miejska, również pozostałe podmioty.
Były momenty niebezpieczne, momenty zagrożeń - przede wszystkim zagrożony był zbiornik retencyjny przy ul. Ciołkowskiego i Niedźwiedziej. Został ściągnięty kierownik, udało się udrożnić przepusty.
Ok. 19:15-19:30 przejechałem w niedzielę miasto, właśnie po tych najbardziej intensywnych opadach, ze wschodniej na zachodnią część. I muszę powiedzieć, że nie było to łatwe, miałem kilka prób. Wybrałem Tysiąclecia Państwa Polskiego i było to naprawdę dosyć ekstremalne przeżycie.
Czy to nie jest tak, że mamy trochę dużo betonu, dużo asfaltu i woda nie ma gdzie wsiąknąć?
Takie jest miasto. Oczywiście, po takich opadach przychodzi taka refleksja. A z drugiej strony, jak uchwalamy budżet, to wprowadzamy 150 ulic. Mieszkańcy przychodzą i mówią: nasza ulica jest jeszcze nieutwardzona. Tutaj ścierają się różnego rodzaju stanowiska, ale najczęściej wygrywa to, co jest na co dzień - chcemy jeździć po utwardzonych ulicach.
Tego typu zjawisko w ubiegłym roku mieliśmy jedno - w lipcu. W tym roku już na samym początku lata. Zobaczymy, jak będzie dalej. Na pewno trzeba przede wszystkim przygotować służby i mieszkańców, żeby też może i ostrzegać. Chociaż synoptycy nie przewidzieli takiej ilości opadów - przewidywano od 35 do 50 a spadło do godziny 2:00 prawie 85 mm wody.
Zajmiemy się teraz żywiołem politycznym. Wygrał pan w sądzie, ale czy to oznacza, że wygrał pan z radą miejską, która obniżyła panu zarobki?
Ja bym powiedział mocniej - wygrałem z PiS-em. Tak naprawdę jest to polityczny atak na prezydenta, nieszanowanie demokratycznego wyboru.
Ale wyrok nie jest prawomocny.
Tak, chociaż w jednym punkcie ma klauzulę natychmiastowej wykonalności. Chcę powiedzieć, że radni PiS nie szanują pieniędzy publicznych. Sędzia Kałużny namawiał, zachęcał do zawarcia ugody. Ja byłem gotowy - złożyłem wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji rady miejskiej. Ona oczywiście się odbyła - do momentu głosowanie porządku obrad. Radni PiS go nie przyjęli. Idą na zwarcie. Chcą konfrontacji z prezydentem. To nie ja wywołałem tę wojnę, to nie ja nie udzielam absolutorium.
Ale czy taka konfrontacja do czegoś doprowadzi? Bo przecież musiałoby się odbyć referendum, żeby nastąpiły zmiany na stanowisku.
Z mojego punktu widzenia jest to absolutnie absurdalne. Jestem trzecią kadencję i staram się zawsze - nawet jak nie było większości - układać współpracę z radnymi. W tym wypadku jest to zlecenie - zlecenie na Truskolaskiego. Trzeba zniszczyć wszystko, co nie jest pisowskie. Spotykam się z wyrazami ogromnej sympatii w związku z tym. Nawet wczoraj po wyjściu z kościoła ludzie podchodzili i gratulowali, bo traktują to też nie jako walkę o pobory, bo to jest rzecz wtórna, tylko jako walkę polityczną.
Czy nie uważa pan, że jeżeli chodzi o prawo, to stwarzanie takiej sytuacji jest absurdalne, bo nie prowadzi do żadnych dobrych efektów?
Białystok jest troszkę w tym wypadku takim niechlubnym wyjątkiem, bo w niewielu miastach jest taka sytuacja. Tak. Przede wszystkim trzeba byłoby zlikwidować instytucję absolutorium - ona jest bzdurna. Regionalna Izba Obrachunkowa powinna stwierdzać, czy budżet został prawidłowo czy nieprawidłowo wykonany.
Natomiast uchwalanie budżetu jest największą prerogatywą rady miejskiej i to powinno pozostać. Teraz sobie trochę zażartuję - Białymstoku mamy bardzo dobrego prezydenta, ale jakby się trafił gorszy, to mógłby uchwalać budżet niezbyt korzystnie. Dlatego jestem za tym, żeby element kontroli społecznej był.
Tutaj nawiązuje pan do nagrody "Wprost" - Białystok, spośród dużych miast, jest najmniej zadłużonym miastem w Polsce.
Tak. Mimo ogromnych inwestycji, mimo tego, że wydatkowaliśmy w ostatnim 10-leciu ponad 2,5 mld zł na inwestycje, mimo tego, że nie jesteśmy bogatym miastem, to jednak dobre gospodarowanie - oczywiście też sprzedaż MPEC-u, co wziąłem na siebie - dało spore dochody. I dało nam oddech na nową perspektywę finansową. Więc wszystko jest w porządku, poza oceną polityczną przez radnych PiS-u.
Polityka ma swoje prawa. Czy zatem będzie się pan prezydent ubiegał o kolejną kadencję, czy raczej będzie mierzył w inne stanowiska państwowe?
Jest za wcześnie na tego typu deklaracje. Przede wszystkim nie ma jeszcze ordynacji wyborczej. To ona w pewnym sensie zadecyduje, kto będzie mógł, a kto nie będzie mógł startować. Podobno do końca mają być podane jakieś informacje na ten temat. Na razie są to spekulacje, w związku z tym nie będę spekulował co do mojej osoby.
Na razie buduje pan front polityczny, rozdając stanowiska - tak w skrócie można powiedzieć.
W pewnym sensie zmusiła mnie do tego sytuacja, dlatego że startowałem z komitetu bezpartyjnego i nadal grupa radnych została - czwórka. Ale stwierdzam, że aby wygrać z tak dużą siłą i tak dużą liczbą różnego rodzaju oskarżeń, nieprawdy, pomówień, to trzeba pokazać, że nie tylko mówimy "szeroka koalicja". Zróbmy coś takiego, co może dać również początek i w całym kraju.