Radio Białystok | Felieton | Wolna wigilia. Skąd opór wobec tego pomysłu? - felieton Marka Gąsiorowskiego
Pomysł sejmowej lewicy by wigilia Bożego Narodzenia była dniem wolnym od pracy od samego początku wzbudza emocje. Ekscytuje się tym lud pracujący, media i politycy. I pewnie dlatego, że sprawa porusza tak wielu, tak niewiele konkretów w tej sprawie powstało do tej pory.
Odkąd pamiętam praca w wigilię niemal zawsze to była praca na ćwierć, w porywach na pół gwizdka. Urzędnicy zaraz po porannej kawie, po angielsku ulatniali się do domu, w szpitalach zostawał tylko niezbędny personel, handel pracował krócej niż zwykle, usługi również. Wigilia tak wyglądała bez względu na to, czy mieliśmy gospodarkę centralnie zarządzaną, tak jak w PRL-u, czy też wolnorynkową, jak obecnie.
Gdyby ktoś solidnie zmierzył wydajność czy efektywność pracy 24 grudnia, o ile ów dzień był dniem roboczym, to z pewnością ta data znalazła by się na czele rankingu, jeśli chodzi o najsłabiej wykorzystany roboczy czas w roku.
Praca w wigilię to jakiś drobny ułamek w całym polskim PKB. Praca w wigilię nie oznaczałaby, że ów fragment PKB zostałby stracony bezpowrotnie. W handlu i usługach na 100 procent nic takiego nie miało by miejsca. Klienci w tych gałęziach gospodarki wydadzą dokładnie tyle samo, tylko że odpowiednio wcześniej. Tu straty wyniosły by - zero!
Sektor przemysłowy potencjalnie mógłby odnotować straty w wolną od pracy wigilię. To fakt, ale też niekoniecznie musiałoby się tak stać. Zakłady przemysłowe zazwyczaj produkują według wcześniej ustalonych planów czy zamówień. Wszelkie harmonogramy można tak ułożyć, że to - czy wigilia jest wolna, czy trzeba w ten dzień pracować - nie miałoby to absolutnie żadnego znaczenia.
Te argumenty przytaczam po to, by pokazać tym, którzy twierdzą, że z tego pomysłu tylko same straty będą, że te osoby są w błędzie.
Osobiście uważam, że taki wolny dzień jest potrzebny, straty będą minimalne, o ile w ogóle będą, a zyski mogą być ogromne. Po pierwsze dlatego, że i tak Polacy zaliczają się do tych narodów Europy, które pracują najdłużej, wolny czas taki jak ten, 24 grudnia, da nam oddech.
Po drugie taki wolny dzień, właśnie w tym właśnie czasie, sprzyja wypoczynkowi.
Po trzecie pomaga lepiej zbalansować naszą uwagę dzieloną między pracę a rodzinę, co ewidentnie sprzyja komfortowi życia.
Skąd więc opór wobec tego pomysłu?
Polityka tu się kłania. Wprowadzenie wolnego dnia w wigilię ot tak z marszu, bez większych oporów, mogło by sprawić, że więcej wyborców spojrzałoby przychylnym okiem na lewicę. A przecież niebawem czekają nas kolejne wybory.
Gdyby projekt został zaakceptowany teraz z marszu, pomysłodawcy mogli by zyskać kilka punktów w oczach elektoratu, kosztem nie tylko opozycyjnego PiS-u, ale też kosztem swoich koalicjantów. Dlatego politycy grają wolną wigilią i co chwila pojawiają się coraz głupsze rozwiązania. A to wolna wigilia zamiast wolnego święta pracy, a to model azjatycki, gdzie pracownik wybiera wolne, tak jak nakazuje mu jego religia, a to więcej handlowych niedziel.
Drodzy politycy!
Zamiast szukać głupich rozwiązań, popatrzcie z uwagą, jak cały naród, bez względu na wyznanie, od lat funkcjonuje 24 grudnia.
Wnioski nasuwają się same. Tylko trzeba je właściwie zdefiniować czego z całego serca życzę.