Radio Białystok | Felieton | Przesunięcie wyborów samorządowych - felieton Adama Dąbrowskiego
Wzmianki i pogłoski o tym, że zaplanowane na jesień 2023 r. wybory samorządowe mogą być przesunięte o kilka miesięcy pojawiały się już od pewnego czasu. Teraz przedłużenie obecnej kadencji samorządów o pół roku zapowiedział, podczas spotkań z mieszkańcami południa Polski, także prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. A co sądzą o tym pomyśle podlascy samorządowcy? Sprawdzał Adam Dąbrowski.
Chyba nie będzie specjalnym zaskoczeniem informacja, że - zapewne podobnie jak w całym kraju - opinie na ten temat nie są zgodne. A w skrajnych przypadkach wręcz przeciwstawne. Prezydent Białegostoku wręcz stwierdził, że manipulowanie przy terminach wyborów jest niekonstytucyjne i groźne. Natomiast burmistrz Wysokiego Mazowieckiego uznał, że większe zamieszanie niż przesunięcie terminu wyborów spowodowałoby jednoczesne głosowanie na kandydatów do samorządu i do parlamentu, a tak by było, gdyby terminu wyborów nie zmieniono. Gdzieś pośrodku sytuuje się burmistrz Zambrowa, który – szczerze przyznał, że nie wie czy to dobry pomysł i czy konstytucyjny, ale po ponad 20 latach kierowania miastem te pół roku więcej nie robi mu różnicy. Wójt Sokół, który samorządową funkcję pełni jeszcze dłużej, przypomina że precedens już był – kadencja po drugich wyborach została wydłużona o prawie pół roku. Tyle że wówczas wójtowie i burmistrzowie zostali na kilka miesięcy sami, ponieważ mandaty radnych wygasły po pełnych czterech latach od wyborów. Teraz miałoby być podobnie?
Zwolennikami tych dłuższych nieco kadencji są burmistrzowie Sokółki i Ciechanowca. I podobnie to argumentują – to dodatkowy czas na dokończenie zaplanowanych na przyszły rok, albo nawet już rozpoczętych inwestycji. A tych, dzięki różnorakim dofinansowaniom powstaje naprawdę sporo. Dla innych jednak może to być problem, bo przyszłoroczny kalendarz układali tak, żeby najwięcej otwarć, odebrań i przecięć wstęg było na przełomie lata i jesieni.
Co więc robić przez następne pół roku, żeby mieszkańcy nie zapomnieli komu to zawdzięczają? Nieoficjalnie jednak przyznają, że takie rozdzielenie wyborów to szansa na podwójną kampanię wyborczą – nawet jeśli taki kandydat na wójta czy burmistrza nie myśli poważnie o zasiadaniu w parlamencie, to przecież może już przy okazji tych wcześniejszych wyborów zaatakować obecnego włodarza, na którego miejsce zamierza kandydować. Albo dwukrotnie przypomnieć swoje zasługi, jeśli będzie ubiegał się o reelekcję.
Jest też taka ewentualność, że obecny samorządowiec zdobędzie w tych jesiennych wyborach mandat poselski lub senatorski i uzna, że to ciekawsza propozycja. Na tych kilka miesięcy, które zostaną do wyborów samorządowych nie zarządza się wyborów uzupełniających, więc osieroconym przez niego urzędem miasta czy gminy przez pół roku będzie kierował wskazany przez premiera komisarz. I jeśli się sprawdzi, będzie miał łatwiejszy start, gdy uzna że będzie ubiegał się o ten stołek na następne pięć lat.
No właśnie – te pięć lat. Jeden z samorządowców, z którymi rozmawiałem (a część z nich zastrzegła że udzielają wypowiedzi incognito) zwrócił mi uwagę na fakt, że gdyby przed wydłużeniem czteroletnich kadencji samorządów o rok, ktoś zajrzał do kalendarza na te pięć lat w przód, zauważyłby na pewno, że jesienią 2023 roku wybory samorządowe zbiegną się w czasie z parlamentarnymi. I już wówczas można było coś zrobić, żeby uniknąć obecnych komplikacji, waśni i przepychanek.
Bo jeśli coś sprawnie działa, to po co to poprawiać?