Radio Białystok | Felieton | Skrzywdzeni podwyżkami - felieton Adama Dąbrowskiego
Wszyscy prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie mają, albo niebawem będą mieli uchwalone podwyżki wynagrodzeń. I nie ma w tym nic niezwykłego, a poza tym - niezależnie od tego czy już wiedzą, czy dopiero dowiedzą się za ile teraz będą pracować - te nowe stawki obowiązują z datą wsteczną od sierpnia.
A to oznacza, że wszyscy dostaną wyrównanie za trzy miesiące – akurat na prezenty dla rodziny pod choinkę. I to nie byle jakie prezenty, bo wzrost wynagrodzeń wyniesie od około 50 do sporo ponad 80 procent. Czyli takie wyrównanie to najczęściej kilkanaście tysięcy złotych.
A wyższe pobory – chcą czy nie - muszą przyjąć, bo to ich ustawowy obowiązek. Rzadko się zresztą przed tym bronią. Tzn. nawet nie tyle bronią, ile poddają wątpliwość zasadność podwyżki akurat teraz i w takiej wysokości. Prezydent Koszalina np. w mediach społecznościowych podzielił się swoimi obawami pisząc:
(...) w dobie galopującej inflacji i problemów związanych z tworzeniem przyszłorocznego budżetu, zmuszeni jesteśmy wystawić się na społeczny osąd, który w tej sytuacji jest jednoznaczny i uderza w nasz wizerunek.
A nie da się ukryć, że ten wizerunek najmocniej mogą nadszarpnąć radni przez zaproponowanie, a potem uchwalenie najwyższego możliwego wynagrodzenia. Bo tak porównując tylko nasze informacje z kilku ostatnich dni dotyczące nowych poborów burmistrzów podlaskich miast podobnej wielkości: Czarna Białostocka – 15,5, a Wysokie Mazowieckie – 17,5 tys. zł. Nieco większe Supraśl i Zambrów – 16,5 tys., a Choroszcz już 18 tys., czyli tyle, ile maksymalnie można było burmistrzowi przyznać.
Bo jakieś niewielkie pole manewru ustawodawca jednak zostawił wyznaczając maksymalne stawki i określając, że absolutnie niezbędne minimum to 80 procent tej sumy. Sam obowiązek podwyżki jednak wprowadził, co tłumaczyła np. przewodnicząca rady miejskiej Łomży wnioskując o najwyższą możliwą sumę wynagrodzenia dla prezydenta miasta:
To wynika z ustawy, którą nie my wymyśliliśmy. Ja musiałam to zrobić, bo to jest mój obowiązek.
Nie wiem jak w innych samorządach, ale tego obowiązku nie znano chyba w Zambrowie, bo tam to nie przewodniczący, tylko komisja budżetowa rady miejskiej dywagowała nad wynagrodzeniem dla burmistrza.
I może właśnie dlatego nie dostał on 18 tys. zł miesięcznie? Chociaż zgodne opinie radnych były takie, że jednak swoją pracą zasłużył na maksymalne pobory.
Nie sprawdziły się więc słowa łomżyńskiej przewodniczącej, która twierdziła:
Na podstawie ustawy w każdym mieście jest to samo.
I może właśnie dlatego ten „społeczny osąd” mieszkańców nie wszędzie będzie uderzał w wizerunek burmistrza z taką samą siłą?