Radio Białystok | Felieton | Podlaskie futra - felieton Adama Dąbrowskiego
W całej Polsce ferm futrzarskich jest nieco ponad 550, ale co piąta już nie działa. Takie dane znalazłem na oficjalnej stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii. Natomiast jeśli chodzi o nasze województwo, to na 28 takich hodowli, przestała funkcjonować już ponad połowa.
Najsłynniejsza (i to wcale nie w dobrym znaczeniu tego słowa) z tych "naszych" jest - a właściwie była - chyba ta z Zambrowa, o której było głośno w całej Polsce po wizycie obrońców zwierząt. Była zaś, bo zaprzestała działalności z końcem ubiegłego roku. Jednak właściciele kilku innych sami, bez zachęty z zewnątrz, zgłosili zakończenie działalności. I to jeszcze w lutym, więc nie można obwiniać o to wyłącznie koronawirusa.
Brutalna prawda jest bowiem taka, że hodowla zwierząt na futra - przynajmniej w takiej skali, jak ma to miejsce w Podlaskiem - przestała przynosić zyski. Kwerenda, jaką przeprowadziłem w Internecie, wykazała, że ostatnie wydania branżowych periodyków ukazały się już ze dwa lata temu, a strona internetowa jednego z dwóch głównych związków hodowców zastygła w bezruchu. Ale ostatnie zarejestrowane na niej notowania udowadniały, że przez kilka ostatnich lat ceny skór stały właściwie w miejscu, a popyt na nie był coraz mniejszy.
W Europie Zachodniej naturalne futra są passé, a najwięksi odbiorcy, czyli Azjaci, stali się i nasyceni, i bardziej wybredni. Na oficjalnych stronach tego już nie można znaleźć - podobno kilka renomowanych aukcji, na których futra są sprzedawane, trzeba było odwołać, a na innych nabywców znalazła zaledwie połowa oferty polskich hodowców…
Być może producenci na dużą skalę jeszcze mają z tego jakieś zyski. Na przykład w Wielkopolsce, gdzie funkcjonuje co trzecia polska ferma futrzarska. Ale u nas, gdzie całe hodowle mieszczą się najczęściej na kilkuset metrach kwadratowych?
Jeśli więc ustawa przejdzie już całą drogę legislacyjną - a ta część o zwierzętach futerkowych ma wejść w życie rok po ogłoszeniu - możliwe, że nie będzie u nas już czego likwidować. W powiece wysokomazowieckim z dziesięciu ferm zostały trzy, w sąsiednim - zambrowskim - nie ma już ani jednej. Kilka funkcjonuje jeszcze w okolicach Białegostoku i na północy województwa.
I tu przypomniała mi się anegdota, trochę już historyczna. Niedługo po pierwszych demokratycznych wyborach w Polsce spotkało się w jednym z krajów zachodnich dwóch naszych rodaków. Jeden, jako uchodźca, był tam od wprowadzenia stanu wojennego, drugi - z wizą turystyczną - chciał też swój pobyt na stałe (a przynajmniej na dłużej) zalegalizować. I świetnym pomysłem wydało mu się… wystąpienie o azyl polityczny. Na wątpliwości kolegi - kombatanta, że ciężko mu będzie udowodnić prześladowanie przez rząd Tadeusza Mazowieckiego, odpowiedział: ale przecież prezydentem jest jeszcze generał Jaruzelski!
Czy któraś z podlaskich ferm futrzarskich wytrwa, żeby jej właściciel mógł potem twierdzić, że to polityka, a nie ekonomia go wykończyła?