Radio Białystok | Felieton | "Sprzedam bon" - felieton Adama Dąbrowskiego
Od początku sierpnia rodziny mogą korzystać z Polskiego Bonu Turystycznego.
"Jeżeli coś może się nie udać, to się nie uda." – głosi jedno z praw Murphy’ego. A pomysł bonów turystycznych nie mógł zadziałać idealnie, bo nic z wyjątkiem niektórych maszyn tak nie działa, ale w tym wypadku doszedł nieprzewidywalny, tak zwany czynnik ludzki. Czyli beneficjenci, w których obudził się duch przedsiębiorczości.
A wydawało się, że twórcy projektu zabezpieczyli się, jak mogli. Przede wszystkim nikt nic namacalnego nie dostanie do ręki. "To dokument elektroniczny" – wyjaśniono na stronie rządowej. Każdy, komu bon taki przysługuje, poznaje w sekrecie szesnaście cyfr, które już jako numer są podstawą do skorzystania z dofinansowania.
Mało tego – już podczas płacenia za usługę - właściciel bonu podaje kod, który otrzymał mailem, a którym ma potwierdzić, że ten długi szereg cyfr nie dostał się w niepowołane ręce. I kiedy już to zrobi i chce zapłacić, dostaje SMS-em jeszcze jeden kod do ostatecznego potwierdzenia przelewu. A że i adres mailowy, na który otrzymuje kod nr 1 i telefon, na którym odbiera kod nr 2, musi podać odbierając bon, to lepsze zabezpieczenie trudno sobie wyobrazić.
Twórcy systemu przewidzieli chyba wszystko... No, prawie wszystko. Wszystko technicznie, ale nie pomysłowość i kreatywność rodaków. Nie wzięli pod uwagę innego prawa Murphy’ego, które brzmi: "Jeśli przewidzisz cztery możliwe sytuacje, w których coś może się nie udać i uda ci się je obejść, natychmiast wyłoni się piąta". Nie wiem jak, ale dużo wskazuje na to, że ta piąta wyłoniła się bardzo szybko.
Po drugie, świadczą o tym ogłoszenia w Internecie oferujące taki bon za nieco niższą cenę niż jego nominał, ale zanim o tym drugim, to po pierwsze - bardziej wiarygodne. Firmy i organizacje, które zaangażowały się w stworzenie, dystrybucję i sfinansowanie Polskiego Bonu Turystycznego, wystosowały przypomnienia i apele: "Z bonu mogą skorzystać tylko osoby uprawnione", "Nie można wymieniać bonu na gotówkę, ani na inne środki płatnicze", a także przypomniały, że to oszustwo, za które przewidziano także kary. Czyli coś jest na rzeczy. A to "coś" to właśnie internetowe oferty, w których bony turystyczne – w zależności od ich wartości oferowane są o 100 – 200 zł taniej, ale za gotówkę.
Niektórzy tłumaczą, że w miejscu, gdzie będą wypoczywać nie można zapłacić bonem, inni wyjaśniają tylko, jak operacja przekazania tego dokumentu elektronicznego będzie wyglądać w praktyce, ale najczęściej podane są tylko: wartość, oczekiwana cena i termin do wykorzystania. A że bony wydawane są zaledwie od kilku dni i z możliwości ich zdobycia skorzystało zaledwie kilka, no może kilkanaście procent uprawnionych, całkiem możliwe, że opracowane zostaną dodatkowe procedury, aby korzystali z nich tylko ci, którzy mają do tego prawo.
Tym bardziej że ważne będą jeszcze przez ponad półtora roku. A nawet jeśli coś wymyślą w tej sprawie, to już z góry powinni przyjąć założenie sformułowane w kolejnym prawie Murphy’ego: "Każde rozwiązanie rodzi nowe problemy."