Radio Białystok | Felieton | Papierowa walka o łomżyński szpital
Gdyby ten temat nie był poważny i ważny społecznie dla Łomży, to wszystko byłoby tylko śmieszne.
Gdyby ten temat nie był poważny i ważny społecznie dla Łomży, to wszystko byłoby tylko śmieszne.
Stowarzyszenie o długiej i skomplikowanej nazwie, bo dwunastoczłonowej nie licząc spójników, wpisane zostało do rejestru 6. kwietnia. Czyli ponad trzy tygodnie po tym jak miasto przetoczyła się największa fala protestów związana z przekształceniem łomżyńskiego szpitala w jednoimienny.
I zaczęło działać. To znaczy rozpoczęło akcję informacyjną, że powstało. Działać publicznie zaczęło trzy tygodnie później, czyli kiedy szpital był zakaźny od prawie półtora miesiąca. Konkretnie działania te polegały na tym, że wystąpiło stowarzyszenie z „konstruktywnym” – jak go określono wnioskiem do miejskich radnych, żeby podjęli rozmowy z wojewódzkimi decydentami w sprawie przywrócenia szpitala. Nota bene stanowisko w tej sprawie (bardzo podobne do propozycji stowarzyszenia) rada miejska Łomży już przyjęła podczas swojej sesji 17. marca, czyli ponad miesiąc wcześniej. Czemu więc miał służyć „konstruktywny wniosek” dokładnie nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że zbiegł się on w czasie z przyznaniem przez prezydenta miasta dotacji na działanie stowarzyszenia. Osiem tysięcy trzysta złotych „społecznicy” dostali na trzy pierwsze miesiące działania. Mieli za to m.in. założyć i prowadzić stronę internetową, zaprojektować swoje logo, zapłacić lokalnym mediom za publikację ogłoszeń i nagradzać swoich wolontariuszy.
Papierowa walka o odzyskanie szpitala chyba się spodobała, bo już następnego dnia powstał – podobny w treści – list otwarty do władz powiatu łomżyńskiego i wszystkich tworzących go samorządów. A kiedy starosta Lech Szabłowski wyjaśnił, że on takie starania podjął dużo wcześniej i bez zachęt, stowarzyszenie ogłosiło tryumfalnie, że „starosta TEŻ zabiega o odzyskanie szpitala dla wszystkich mieszkańców”. Po drodze niejako udało się stowarzyszeniu zebrać podpisy czterech prezydentów Łomży różnych kadencji, pod pismem, że oni także uważają, iż szpital powinien służyć wszystkim chorym, a nie tylko tym zarażonym koronawirusem. I jeszcze kilka innych, w tym zasłużonego lekarza - jednego z byłych dyrektorów szpitala. Zresztą pewnie udałoby się zebrać takich pism znacznie więcej, bo kto by nie chciał powrotu szpitala?
Pisma to jest to, co stowarzyszeniu wychodziło najlepiej. Z innymi formami działania już nie tak bardzo. Zapowiadana pierwsza demonstracja przed szpitalem została odwołana w ostatniej chwili, bo policja wylegitymowała głównego organizatora (sic!), a kolejne nieme protesty gromadziły, jak wynika z dokumentacji fotograficznej, po trzy – cztery osoby.
Zapowiadane przez stowarzyszenie zbieranie wielu tysięcy podpisów pod petycjami do decydentów też udało się średnio, bo podpisało je na razie niespełna 850 osób.
I pewnie dużo więcej nie będzie, bo władze zrobiły stowarzyszeniu psikus i nie czekając na petycje, zapowiedziały redukcję liczby szpitali jednoimiennych.
Łomżyński ma także dużą szansę na to.
A tu dotacja przyznana na działanie do końca lipca…
Prawdopodobnie stowarzyszenie wymyśli jakieś formy dalszej działalności. I pewnie nadal w podobnej formie. Czyli jak ta przysłowiowa żaba w kuźni.