Radio Białystok | Magazyny | Czytam książki | Książka za recenzję | Jarosław Grzędowicz – Pan Lodowego Ogrodu – tom 3.
Kto mieszka w Lodowym Ogrodzie?
Pytanie to zadawało sobie mnóstwo entuzjastów polskiej fantastyki i twórczości Jarosława Grzędowicza. Od roku 2005, kiedy to na rynku ukazał się pierwszy tom opowieści spod szyldu Pan Lodowego Ogrodu, której akcję autor umiejscowił na pewnej mało znanej planecie Midgaard. Towarzyszyliśmy Vuko Drakkainenowi w czasie lądowania na obcej ziemi, pierwszych krokach na niej stawianych i w dalszych jego przygodach.
Książka okazała się takim hitem na polskim rynku, że była bezkonkurencyjna w walce o niemal wszystkie ważniejsze nagrody fantastyczne, ze Śląkfą i Zajdlem włącznie. Przyszło nam sporo czekać na tom drugi, który oceniono minimalnie niżej od pierwszego, ale mimo wszystko bardzo wysoko. I tak, po długim czasie oczekiwania i zaspokojeniu ciekawości na temat dalszych losów Drakkainena i Filara, następcy Tygrysiego Tronu, znów musieliśmy poczekać kolejne dwa lata na kontynuację historii.
Aż do 27 listopada 2009. Wtedy na rynku ukazał się trzeci tom Pana Lodowego Ogrodu, który obecnie zajmuje miano jednej z moich najlepszych polskich powieści fantastycznych. Jarosław Grzędowicz od początku postawił bardzo wiele pytań. Na część z nich z biegiem lektury poznawaliśmy odpowiedzi, ale mimo wszystko najważniejsze nadal pozostawały zakryte. Nadal nie wiedzieliśmy, co mają wspólnego losy syna cesarza z kosmonautą z Ziemi. Było oczywiste, że coś musi je w końcu połączyć, po dwóch tomach czytania dwóch oddzielnych historii. Kolejne pytanie, które stawialiśmy sobie: gdzie podziali się zaginieni naukowcy. Wcześnie poznaliśmy van Dykena, ale co z innymi?
Można postawić jeszcze wiele pomniejszych pytań, ale te powyższe wydają się najbardziej istotne.
I oto po czterech latach czekania sytuacja zaczyna się klarować w tomie trzecim. Wreszcie autor odkrywa przed czytelnikami część kart, dwie idealnie dotąd równoległe linie fabularne odnajdują wreszcie punkt wspólny. Co jest niewątpliwym plusem III tomu Pana Lodowego Ogrodu.
Plusem jest też to, że Vuko jako tako nauczył się używać pieśni bogów. Jednak stara się nie używać ich za często, jedynie wtedy, kiedy jest to potrzebne. Dzięki temu styl prowadzenia opowieści jest zbliżony do tego, który pamiętamy z tomu pierwszego, z większym naciskiem na elementy przygodowe niż na siedzenie u pustelników i nieporadne uczenie się magii. Pojawiają się już pierwsze głosy, że III tom jest tak samo dobry jak pierwszy i lepszy od II. Sami jednak musicie to ocenić. W moim przekonaniu wszystkie tomy są do ugryzienia. Zresztą stanowią jedną zwartą historię, z konieczności podzieloną na części.
Czytając kolejne rozdziały trudno jest powiedzieć, która z dwóch równoległych historii jest lepsza, ciekawsza. Czytasz o Vuko i opowieść coraz bardziej zaczyna wciągać aż nagle kończy się i trzeba przemieścić się o setki kilometrów, by potowarzyszyć teraz Filarowi. Z lekką nutą irytacji i podświadomym przekonaniem, że trzeba przestawić się na "nudniejszą" część historii i cierpliwie poczekać na Vuko. Jednak wystarczy poczytać kilkanaście stron i opowieść znów staje się pasjonująca, że nie chce się jej porzucać na rzecz wątku równoległego. I tak na przemian.
Jak wspomniałem na początku, wiele niewiadomych się wyjaśni. Wreszcie poznamy pełen układ sił na szachownicy, wszystkich wielkich graczy biorących udział w rozgrywce.
Czy warto było czekać na trzeci tom Pana Lodowego Ogrodu? Zdecydowanie tak! Po lekturze poprzednich powieści i opowiadań Grzędowicza zaufałem mu na tyle, że mam pewność, że w kolejnych tekstach będzie trzymał wysoki poziom, do którego przyzwyczaił czytelników. Żałuję tylko, że tom trzeci nie jest ostatnim i na zakończenia całej historii przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Uczeń Czarnoksiężnika
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska