Radio Białystok | Magazyny | Czytam książki | Książka za recenzję | "Taniec szczęśliwych cieni" Alice Munro
Pozwolę sobie na kilka refleksji wplecionych we fragmenty wyjęte z tomu opowiadań Alice Munro „Taniec szczęśliwych cieni”. Moje odczucia bardziej skupiają się na obserwacji nakreślonych tu postaw ludzkich, niż na wrażeniach z obcowania ze sposobem pisania Munro. Ocenę Noblowską wystawiło już szacowne gremium literaturoznawców. Ja natomiast chciałabym sięgać po tę literaturę i oddawać się satysfakcjonującym psychologicznym podróżom kreślącym koloryt prowincji i jej przedstawicieli.
Sięgnęłam po artykuły będące pogłosem ogłoszenia tegorocznej Laureatki Nagrody Pana Nobla. W jednym z nich Wojciech Chmielewski w numerze „Rzeczypospolitej” z 19-20 października pisze o Nagrodzie Nobla: „Otrzymał ją ktoś, kto od zawsze wierzył, że literatura jest tym, czym miała być od zawsze – komunikatem między autorem a czytelnikiem, dzieleniem się wrażliwością, szczególnym spotkaniem możliwym tylko podczas lektury”.
Debiutancki „Taniec szczęśliwych cieni” ukazał się w 1968r. Pisarka otrzymała za niego Governor General s Award for Fiction. Wówczas została określona po raz pierwszy „kanadyjskim Czechowem”. Dla mnie szczególnie ważne we wspomnianej książce jest opowiadanie „Pokój utrechcki”. Powstało ono tuż po śmierci matki Noblistki. W swej wymowie jest ono przejmujące. Nie epatuje cierpiętnictwem. Oddaje – w zdystansowany sposób – reakcje wobec przewlekłej choroby najbliższego członka rodziny. Opowiadanie zdaje się przemawiać wątkami autobiograficznymi /choroba Parkinsona matki Munro; podjęcie decyzji o wyjeździe z rodzinnego miasta podczas choroby matki/.
Wyjaśnienia wymaga źródło tytułu opowiadania. Bije ono w odległej historii Europy. „pokój utrechcki z roku 1713 przyniósł zakończenie wojny o sukcesję hiszpańską” /str. 315 z tomu” Taniec…”/.
W tym opowiadaniu pisarka w chłodny sposób opisuje relacje pojawiające się w trwaniu w chorobie. Bez literackich uniesień. Bez zbędnego patosu. Wydaje się, że z potrzeby oczyszczenia się z zalegającego afektu i balastu przemyśleń. Być może takie literackie katharsis miałoby przynieść pokój. I nie bezlitosne wydają się wówczas słowa podmiotu lirycznego: „ Ale mimo tych wszystkich zabiegów łzy i tak płynęły; trzeba więc było udawać czułość niekiedy na granicy parodii byle tylko pomóc mamie odzyskać spokój i równowagę. Z biegiem czasu nabrałyśmy takiej wprawy, że bezbłędnie likwidowałyśmy problem w zarodku, nigdy przy tym nie okazując zdenerwowania, zniecierpliwienia czy obrzydzenia, odmawiałyśmy jej wszelkich przejawów uczuć, tak jak więźniowi odmawia się mięsnych posiłków by szybciej opadł z sił i umarł” /str.312 tomu „Taniec…..’/.
Szczere i naturalistyczne wydają się też literackie obserwacje tych, którzy sami o sobie sądzą, iż posiedli wszelką dostępna wiedzę o świecie i ludziach. Którzy uważają, że jedynie im przynależna jest nieomylność. Pytanie o ograniczenia mentalne takich postaw brzmią w zdaniu: „Czy wszystkie staruszki poza robieniem dywaników ze ścinków i wciskaniem nam pięciodolarówek , żyją tylko po to żeby pilnować , by upiorne wspomnienia z przeszłości nigdy nas nie opuściły?”.
Ważnie – z punktu widzenia poszukiwań czytelniczych – brzmią ustępy tekstu, które nie demonizują choroby, a ją uczłowieczają, traktując z odcieniem ironii. Z próbą dystansu?
Wszystko to nadało obcowaniu z jednym z tomów opowiadań Alice Munro jakiś szczególny wymiar. Wymiar otwierający te sfery ludzkiej psychiki, które wydają się ukryte, nieistniejące, zakazane, a które są przecież dobrze znajome.
Anna Naruszewicz-Brykalska
Od red.
Ja również uwielbiam prozę tej autorki :-) Pozdrawiam !
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska