Radio Białystok | Gość | dr Maciej Białous - socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku
- Kampania wyborcza bardzo przyspieszyła, w zasadzie z dnia na dzień. Coraz bardziej aktywni są kandydaci na radnych i na członków sejmiku wojewódzkiego. Myślę, że emocje wreszcie się podniosą.
O północy zakończyło się przyjmowanie list kandydatów na radnych. Pojawiły się na nich nowe, ale często też zniknęły znane nazwiska. To wywołuje sporo emocji i medialnych wystąpień.
O tym z socjologiem dr. Maciejem Białousem z Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Listy zostały zarejestrowane i się zaczęło - frustracje, wylewanie żalów, transfery polityczne.
dr Maciej Białous: Tak, bardzo przyspieszyła nam ta kampania - w zasadzie prawie z dnia na dzień. Rzeczywiście widać, że coraz mniej czasu mają kandydaci, żeby przekonać do siebie białostoczan. Przede wszystkim widać to na razie na poziomie wyborów na prezydenta Białegostoku. Ale też już coraz bardziej aktywni są kandydaci i na radnych, i na członków sejmiku wojewódzkiego. Myślę, że emocje wreszcie się podniosą.
Są listy, na których część chętnych się nie znalazła się, inni znaleźli się, ale budząc zawiść pozostałych. Następują też transfery.
To zawsze budzi dużo emocji, ponieważ wiadomo, że nie tylko miejsce na liście konkretnego komitetu jest istotne, ale też pozycja na tej liście. Każdy chciałby mieć jak najlepszą, jak najbardziej widoczną. Wiadomo, że nie wszyscy się mogą zmieścić jako liderzy czy ewentualnie jako te drugie osoby.
Myślę, że takim najgłośniejszym transferem ostatniego czasu było przejście Wojciecha Koronkiewicza z ekipy SLD do Inicjatywy dla Białegostoku. Na pewno zaskakujące, żeby nie powiedzieć sensacyjne wydarzenie, ale też wydaje mi się w jakimś stopniu racjonalne. Myślę, że Wojciech Koronkiewicz i jego sposób patrzenia na politykę bardziej naturalnie pasuje do środowiska Inicjatywy dla Białegostoku niż SLD.
Małgorzata Bill-Jaruzelska do PSL, na liście nie ma Marków Chojnowskich - jednego na liście PiS, drugiego na liście PO.
Zgadza się. Jeżeli chodzi o SLD to była kwestia posła Czykwina, który miał kandydować i ostatecznie nie kandyduje. Wydaje się, że tam wszystko się rozsypało w zasadzie w ostatniej chwili. Zresztą przewodniczący SLD w regionie nie krył też zaskoczenia i rozgoryczenia taką sytuacją, bo prawdopodobnie powinno się trochę wcześniej o pewnych zamiarach rozmawiać.
I na liście PiS-u, i na liście Koalicji Obywatelskiej też brakuje pewnych nazwisk, których byśmy mogli się spodziewać. Ale są za to inne nazwiska. Zobaczymy, jak będą sobie radzić w kampanii.
Jest trochę nowych twarzy i to też jest ciekawe, żeby zobaczyć, czy będą próbowały na przykład wnosić jakieś nowe postulaty.
Przy tych emocjach, rozgrzanej atmosferze będziemy poznawali, jak funkcjonują komitety wyborcze, partie.
Tak. Mam nadzieję, że będzie jak najwięcej okazji do tego, żeby poznawać ludzi, poznawać program w sposób bardziej całościowy niż tylko przyglądanie się im na ulotkach czy na billboardach. Jeżeli chodzi o taką wielkoformatową kampanię, to tutaj jako pierwszy wystartował Tadeusz Arłukowicz. W zasadzie widać jego wszędzie i to w bardzo dużej skali.
Zastanawiam się, czy inni kandydaci też będą szli tym tropem, czy może - tak jak mówi chociażby Inicjatywa dla Białegostoku - będą starali się jak najwięcej uczestniczyć w spotkaniach z mieszkańcami, w różnego rodzaju dyskusjach, wydarzeniach. Tadeusz Truskolaski zdaje się rozdawał jabłka na osiedlach - coś takiego mi mignęło. Być może będzie więcej okazji do rozmowy i tego bym życzył. Tak moim zdaniem powinna wyglądać kampania na poziomie samorządowym.
Wiadomo, że te frustracje z powodu braku miejsc na liście, będą, bo przecież zmieniono ordynację wyborczą - komitety wyborcze mogły zgłaszać znacznie mniej kandydatów na radnych.
Jest to pokłosie nowego prawa, które jest dosyć interesujące. Z jednej strony wypycha ono część kandydatów poza listę. Spekulowano też jakiś czas temu, czy przez to nie będzie więcej komitetów, czy ci, którzy będą czuli się niepewnie w swoich partiach, nie będą próbowali stworzyć jakichś nowych inicjatyw. Akurat jeżeli chodzi o Białystok, to w zasadzie niczego takiego nie zaobserwowaliśmy.
Ale już w Łomży tak, w innych miejscowościach także.
Tak, w wielu miejscach w Polsce w zasadzie można mówić o czymś takim. Wydaje mi się, że ciekawe do zaobserwowania będzie to, czy nowa ordynacja premiować będzie troszeczkę te mniejsze komitety, które też czasami mają trochę krótsze ławki niż największe partie polityczne, ogólnokrajowe.
Czy ta zmiana skonsoliduje samorządy, czy raczej je rozdrobni?
Myślę, że ta zmiana sama z siebie jeszcze nic nie znaczy. Tutaj kluczowe będą tak naprawdę wyniki wyborów. Na pewno jest to przełomowy moment, tym bardziej że ta najbliższa kadencja będzie wydłużona - będzie pięcioletnia. Ale jeżeli trzymamy się ostatnich sondaży do rady miasta, to żadne z ugrupowań nie będzie miało większości bezwzględnej. Możemy mieć do czynienia np. z bardzo trudnym okresem konfliktów, zamiast konsolidacji, myślenia długofalowo o Białymstoku. Mam nadzieję, że tak nie będzie, ale jest takie ryzyko.
Znowu będzie pytanie o zdolność koalicyjną? Zbyt ostra kampania, zamykająca ewentualne porozumienia, może nie być do końca dobra.
Kampania rządzi się swoimi prawami. To znaczy wiadomo, że pewne rzeczy, które mówi się w kampanii, tak naprawdę nie muszą obowiązywać w czasie kadencji. Też warto zwrócić uwagę, że w samorządzie powinno być troszeczkę łatwiej dogadywać się pomiędzy ugrupowaniami, dlatego że tutaj o wiele rzadziej chodzi o imponderabilia i bardzo abstrakcyjne sprawy, a często chodzi o konkretne rzeczy do zrobienia. Na tej podstawie można się porozumieć.
Na pewno ostatnia kadencja pokazała, że taki pat pomiędzy prezydentem Truskolaskim, za którym teraz stoi Koalicja Obywatelska, a PiS-em z drugiej strony, był bardzo trudny. Wydaje mi się, że pojawienie się trzeciej siły, czy to będzie siła lewicowa, czy na przykład środowisko Tadeusza Arłukowicza, być może będzie nowym elementem tej układanki, który paradoksalnie pozwoli to ułożyć na nowo i wypracować taki sposób gospodarowania miastem, który będzie korzystny. Oczywiście są to na razie dywagacje - musimy popatrzeć, jak to będzie się rozwijało w kampanii i po wyborach.
Przechodzenie z jednego ugrupowania do drugiego - co to może oznaczać?
Myślę, że to może przede wszystkim oznaczać szansę. O tym zresztą mówi większość kandydatów na prezydenta Białegostoku - że w naszym mieście troszeczkę pojawił się już marazm, być może wyczerpała się pewna formuła, wizja tego miasta, jaką prezentował przez ostatnie 12 lat Tadeusz Truskolaski. Czy się z tym zgadzamy, czy nie, to na pewno trzeba przyznać, że taki długi okres władzy sprzyja raczej kostnieniu. Widzimy dużo takich ruchów, dużo niepewności. Warto to potraktować właśnie jako szansę, otwarcia się na coś nowego.
Różnorodne ugrupowania koalicyjne próbują rozszerzyć ławkę kandydacką, zwiększyć elektorat. Ale to zabiera miejsca na listach i stąd te różnorodne frustracje.
Na pewno tak. Ale jest to przede wszystkim ból głowy osób, które układają te listy. One powinny być zrobione tak, żeby docierały do jak najszerszego elektoratu. Ale z drugiej strony wiadomo, że często w wyborach grają nazwiska, które znamy, jakieś sentymenty czy resentymenty, emocje.
To jest także sygnał, przyglądając się sposobowi, w jaki następuje ogłaszanie miejsc na listach, że pewne decyzje są podejmowane zakulisowo, że nie ma otwartej gry, że nie ma swoistego przetargu kompetencyjnego, itd.
Oczywiście mam dosyć ograniczoną wiedzę na temat tego, jak to się robi w rzeczywistości. Jestem rzadko dopuszczany za kulisy, nie jestem politykiem. Natomiast z tego, co wiem, i z tego, co mi się wydaje, to trochę inaczej wygląda sytuacja w przypadku partii, komitetów partyjny, gdzie tak naprawdę różnego rodzaju zaszłości, zależności, znajomości - niekoniecznie na poziomie lokalnym, ale też na przykład na poziomie ogólnokrajowym - są istotne. Tutaj jest często wyznaczanie stref wpływów, jakieś próby sił pomiędzy kandydatami.
Trochę inaczej to się dzieje w przypadku komitetów oddolnych, gdzie tak naprawdę o wiele przejrzyściej to się tworzy. To znaczy przynależność do organizacji, faktycznie jakieś umiejętności, merytoryczne zdolności mogą o tym decydować, ponieważ jest to ruch, który dopiero się tworzy, więc nie ma bagażu doświadczeń, sympatii, antypatii, zobowiązań.