Radio Białystok | Gość | dr Ewa Tokajuk - ekonomistka z Uniwersytetu w Białymstoku
- Z przykrością musimy stwierdzić, że nasze władze powinny się uczyć od władz innych regionów, które szybciej się rozwijają - mówi dr Ewa Tokajuk.
Samorząd województwa podlaskiego będzie mógł do 2022 r. zaciągnąć kredyt w wysokości do 280 mln zł w Banku Rozwoju Rady Europy. Zgodzili się na to radni sejmiku województwa.
Pieniądze z tego kredytu będą mogły być przeznaczane tylko i wyłącznie na wkłady własne do modernizacji dróg wojewódzkich, do inwestycji w szpitalach czy jednostkach kultury, w projektach dofinansowanych z UE.
Lech Pilarski: Co to znaczy akredytywa, co to znaczy promesa? Czy to jest już kredyt, czy musimy za to wszystko płacić?
dr Ewa Tokajuk: Nie, nie jest to jeszcze kredyt. Jest to zobowiązanie banku do tego, że udzieli nam kredytu wtedy, kiedy będziemy chcieli.
Czyli bank przejrzał kredytobiorcę.
Sprawdził, określił cele, na które mają być wydane pieniądze, czas, kiedy mają być wydane i określił kwotę, jaką może na to przeznaczyć.
To może być 280 mln zł.
Albo może być, albo o tyle wnioskowaliśmy.
Pytanie na co te pieniądze?
Oto jest pytanie. Bo dobrze byłoby zobaczyć tę umowę - dopiero wtedy będziemy wiedzieli. Teoretycznie pieniądze mają być środkami, które umożliwią wykorzystanie wszystkich pieniędzy unijnych.
Jesteśmy - tak się mówi - w połowie okresu wykorzystania środków unijnych. I jednak ze względu na to, co się dzieje w gospodarce, ze względu na to, że na rynku wzrastają ceny - nie tylko produktów, ale szczególnie usług, wzrastają koszty wszystkich inwestycji, nie jesteśmy w stanie już sfinansować ich według założeń wcześniejszych. Potrzebujemy większych pieniędzy.
Albo musimy pamiętać, że inwestycje te zostały wcześniej zaplanowane, określono ich koszty, a raptem radykalnie zmienia się sytuacja na rynku.
Określiliśmy je dużo wcześniej, ale mamy jeszcze jedną bardzo niekorzystną w Polsce rzecz. Jest to ustawa dotycząca przetargów publicznych, gdzie wygrywa zawsze najtańsza oferta. A już - powiedzmy sobie szczerze - w większości regionów w Polsce mamy zmowy. Firmy umawiają się między sobą, która inwestycja jest dla nich bardziej korzystna, ustalają ceny i naprawdę je zawyżają.
I czasami, jak jakieś zamówienie, na które się kiedyś zgodzili, nie pasuje mi, to rezygnują - tak jak z drogą do Dąbrowy czy do Kuźnicy.
Tak, wykorzystują wszelkie możliwe luki prawne bądź też kruczki, które umożliwiają im zerwanie lub też przeciąganie.
To dobrze, że uruchomiliśmy tę promesę?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wtedy, kiedy wykorzystujemy pieniądze na inwestycje, jeżeli ich brakuje, to trzeba zaciągać kredyty. Nie bójmy się kredytu. Kredyt jest instrumentem celowym, czyli wiemy, na co go wydajemy, wiemy przez jakiś czas będziemy go zwracali.
A nie powinniśmy mieć gotówki?
Dobrze by było, tylko że nie jesteśmy w stanie uzbierać tych pieniędzy. Szczególnie inwestycje są naprawdę kosztochłonne i potrzebujemy ich coraz więcej. Nasz region naprawdę jest jeszcze z tyłu w stosunku do innych regionów - potrzebujemy dużych pieniędzy.
Kredyt sam w sobie nie jest zły. Tylko pytanie, jakie koszty będą się z nim wiązały. Dzisiaj teoretycznie nie płacimy za to nic, ale czy w ostatecznym rozrachunku nie pojawią się jakieś opłaty, prowizje? Albo jakie zabezpieczenia zostaną wykorzystane - czy przypadkiem nie obciążą za bardzo regionu.
Jeżeli chodzi o inwestycje unijne, to województwo podlaskie słabo wypada na tle innych.
Bardzo słaba. Wykorzystujemy relatywnie bardzo mało pieniędzy i słabo się rozwijamy - nie przyciągamy.
Jeden z kandydatów mówi, że możemy stracić około pół miliarda złotych. Osoba odpowiedzialna za wykorzystanie tych pieniędzy, czyli wicemarszałek Żywno - mówi, że nie stracimy, nie ma się co niepokoić, są problemy z rozliczaniem niektórych inwestycji, ale zakontraktowaliśmy już ponad połowę unijnych pieniędzy. Kto ma rację?
Jesteśmy na półmetku. Teoretycznie jesteśmy w stanie je wykorzystać, tylko zależy to od nas, czy będzie wystarczająca ilość czasu. Bo tak naprawdę czas nas goni. Nie możemy przeciągać tego w nieskończoność, nie możemy mówić, że zrobimy to za rok, dwa. Musimy to zrobić dziś. Musimy podejmować jak najszybciej decyzje o tym, co robimy. I te decyzje powinny być ukierunkowane prorozwojowo.
Ale długo pracowaliśmy nad różnymi perspektywami, strategiami, itd. Kontraktowaliśmy pieniądze w Unii Europejskiej - tam również jest napisane, na co. I teraz będziemy poszukiwali tematów do inwestowania?
Tematów jak tematów. Powinniśmy przyspieszyć te, które mieliśmy już zaplanowane. Nie powinniśmy tego wydłużyć. A jednak władze bardzo często przesuwają - mówią, że jeszcze mamy czas. Nie, nie mamy czasu. Lepiej wykorzystajmy te środki dużo wcześniej i powiedzmy, że już ich nie ma.
W mojej gminie zbierano pieniądze na fotowoltaikę. Niektórzy wpłacili już w styczniu a do dzisiaj nie wiadomo, co z tą inwestycją.
W Polsce mamy problem z zarządzaniem. Nie mamy dobrych specjalistów.
To trochę marnie, bo te pieniądze leżą. Już powinniśmy zainwestować, zarabiać.
Już powinniśmy z tego korzystać.
To co zrobić, żeby przyśpieszyć?
To trudne pytanie. Nie nie ma na to jednej odpowiedzi. Polskie prawo nie zmusza władz do tego, by podejmowane decyzje były realizowane szybko, efektywnie.
Co cztery lata jest takie prawo, które zmusza - są to wyborcy.
No tak, tylko że wybory - nie tylko w Polsce, ale na całym świecie - polegają na przekonywaniu do tego, co mogłoby się wydarzyć za pośrednictwem partii, a nie co one faktycznie zrobią. Głosujemy na tę promesę, tak jak promesa kredytowa, którą podpiszą nasze władze. Nie wiemy, co będzie. Mamy nadzieję, liczymy na to, ale pewności nigdy nie możemy mieć.
Z przykrością musimy stwierdzić, że nasze władze powinny się uczyć od władz innych regionów, które szybciej się rozwijają, gdzie powstają duże inwestycje, infrastruktura jest na tyle ciekawa, że przyciąga inwestorów, gdzie młodzi ludzie zostają i mają gdzie pracować.