Radio Białystok | Gość | Anna Borysiewicz i dr Ewa Stankiewicz - z Fundacji "Hospicjum Proroka Eliasza"
Dr Ewa Stankiewicz odwiedza pacjentów w odległych wsiach, wyludnionych miejscach, o których inni zapomnieli. "Każda z tych osób zasługuje na taki sam szacunek i opiekę, otoczenie troską i miłością, jak ludzie mieszkający w wielkiej, miejskiej aglomeracji"
W Makówce koło Narwi ma powstać pierwsze w Polsce stacjonarne hospicjum wiejskie. Pierwszą wirtualną cegiełkę na tę budowę - 100 tys. zł - internauci zebrali zaledwie w ciągu kilku dni.
O tym, dlaczego potrzebna jest budowa hospicjum i czy do jej realizacji wystarczy hojność internautów, z dr Ewą Stankiewicz oraz Anną Borysiewicz z Fundacji "Hospicjum Proroka Eliasza" rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: Fundacja od początku swego istnienia - to już 6 lat - jako pierwszy swój cel stawia wszelkie działania na rzecz godnego życia w chorobie i godnego umierania. Dlaczego w XXI w. w europejskim, cywilizowanym kraju nie jest to czymś oczywistym?
dr Ewa Stankiewicz: Rozwój cywilizacji i postęp sprawia, że ludzie skupiają się na innych wartościach niż wartość życia. Natomiast na naszym terenie jest tak, że my cały czas dostrzegamy, jak piękne jest życie, jak piękne jest dożywanie, mimo że jest ono bardzo trudne, ponieważ wsie wymierają. Ale każda z tych osób, która tam mieszka, zasługuje na taki sam szacunek, na taką samą opiekę, otoczenie troską i miłością, jak osoba, która mieszka w wielkiej, miejskiej aglomeracji.
Czy Podlasie jest jakimś szczególnym miejscem, że właśnie tu ma powstać wiejskie stacjonarne hospicjum?
Anna Borysiewicz: Województwo podlaskie jest jednym z najbiedniejszych regionów w Europie i myślę, że nie bez powodu doktor Grabowski wybrał to miejsce, sporządził swój tak zwany odwrócony biznesplan. Myślę, że te 6 lat, od kiedy istnieje Fundacja, utwierdziło go w przekonaniu, że jest to właściwe miejsce.
Odwrócony biznesplan sugerowałby, że to nie ma prawa się udać.
A.B.: Dokładnie tak. Doktor znalazł miejsce, gdzie jest potrzeba niesienia pomocy chorym, samotnym, opuszczonym. Znalazł miejsce, gdzie możliwe, że nikt inny nie chciałby dojeżdżać.
Jak wielu osobom na Podlasiu pomaga teraz państwa Fundacja?
E.S.: W tej chwili mamy ponad 30 osób, z czego 15 spełnia kryteria refundacyjne NFZ. Pozostałe osoby wymagają opieki, pielęgnacji, rehabilitacji, współpracy z psychologiem, ale niestety nie są to osoby, które spełniają kryteria refundacji Funduszu. Tak to jest określane.
Brzmi to trochę strasznie. Czego dotyczą te kryteria?
E.S.: Kryteria stanu zdrowia, kryteria rozpoznania, kryteria tego, w jakiej kondycji znajduje się osoba.
Ale państwo im pomagacie.
E.S.: Tak, i pomagać będziemy.
Jak to wygląda?
E.W.: Zbieramy pieniądze na to, aby mógł dojechać fizjoterapeuta, aby mogła dojechać pielęgniarka, aby zapewnić godną, rzetelną, uczciwą, ale też profesjonalną opiekę. Lekarz dojeżdża przynajmniej dwa razy w miesiącu. Pielęgniarka dojeżdża do pacjentów na NFZ dwa razy w tygodniu, do pozostałych osób w zależności od tego, jakie są potrzeby. Dojeżdża też fizjoterapeuta.
Pomagacie 30 osobom, ale ile jest jeszcze osób, które tej opieki potrzebują?
E.W.: Jest bardzo dużo takich osób. Potrzeby wzrastają. Zgłaszanych jest coraz więcej osób, pacjentów nieonkologicznych - osób po udarach, ze schorzeniami neurologicznymi, osób leżących, wypisanych do domu - mówiąc nieładnie - "na umieranie", ponieważ już w szpitalu nie dało się nic zrobić, ale nie są to osoby, które spełniają kryteria NFZ, bo nie mają choroby onkologicznej. Im też pomagamy.
Mamy sytuacje, kiedy taka osoba, otoczona troską, miłością wstaje, żyje. Moja pacjentka żyje ponad trzy lata po tym, kiedy została wypisana do domu i miała tam umrzeć...
To świadczy o tym, że na pewno tym ludziom trzeba pomagać.
A.B.: Tak, oczywiście. I chcemy dalej to robić. Ale żeby móc prowadzić fundację, móc dalej pomagać, potrzebujemy pieniędzy. Stąd też pomysł dr. Grabowskiego, by stworzyć ośrodek stacjonarny w Makówce, na potrzeby którego została już zakupiona ziemia, są wszystkie pozwolenia, wszystkie potrzebne dokumenty. Jedyne, co nam zostało, to uzbierać kwotę, dzięki której moglibyśmy to zrobić.
Internauci pomagają. Dzięki pomysłowi Szymona Hołowni, białostoczanina, zebrano w ciągu kilku dni 100 tys. zł. Teraz na koncie internetowej zbiórki jest już prawie 140 tys., na które złożyło się blisko 1500 osób. Nadal jest to jednak kropla w morzu potrzeb. Aby zakończyć tzw. stan surowy, trzeba 5 mln zł. Później dochodzi jeszcze koszt wyposażenia. Co dalej?
A.B.: Nie poddajemy się. Wierzymy, że na swojej drodze spotkamy ludzi o wielkich sercach. Będziemy pewnie jeszcze starać się o dotację z Unii Europejskiej - zapewne później będą inne programy. Wierzymy, że nam się uda i będziemy mogli pomagać jeszcze większej liczbie osób.
Ludzi wielkiego serca takich jak Szymon Hołownia?
A.B.: Chociażby. To wspaniały człowiek, pojawił się znikąd. Krótko po ogłoszeniu wyników programu transgranicznego Polska - Białoruś - Ukraina, gdzie dostaliśmy decyzję odmowną, zadzwonił do nas, przyjechał i rozpętał tę całą burzę medialną.
O fundacji do tej pory niewiele było słychać, nawet na Podlasiu. Teraz wie o niej cała Polska.
A.B.: Tak, to głównie zasługa pana Szymona Hołowni, który pomógł nam przedrzeć się przez media. Dzięki temu osoby, które nigdy o nas nie słyszały, mogły zobaczyć, czym się zajmujemy, co robimy.
Co w działaniach państwa fundacji zmieni powstanie stacjonarnego hospicjum?
E.S.: Będzie jeszcze więcej troski i miłości. Ośrodek, który ma powstać, będzie placówką hospicyjno-pielęgnacyjno-edukacyjną. Takie dwa filary - jak to mówi doktor Grabowski: opieka i pielęgnacja, ale też edukacja na rzecz godnego umierania, godnego towarzyszenia, godnego odchodzenia, godnego przeżywania ostatnich chwil. I w tych dwóch kierunkach nadal pragniemy się rozwijać.
Jak jeszcze można pomóc?
E.W.: Wspierać nas, jak tylko każdy potrafi. Każda złotówka, życzliwe słowo, to wszystko jest bardzo cenne.
A.B.: Prosimy też o 1 proc. podatku. A na naszej stronie można zostać e-budowniczym, czyli wpłacić cegiełkę na rzecz budowy hospicjum stacjonarnego.